Przyszedłem rano do pracy. W sobotę. Wygwizdało mnie po drodze, bo zimno. W przebieralni oświadczyłem szefowi dyżuru, że jestem pełen energii, aby pracować aż do drugiej.
Sobotę zaczęliśmy standardowo od śniadania. Przy okazji podzieliśmy się robotą. Ja jak zawsze obstawiać miałem ortopedię i w razie czego neurochirurgię oraz neuroradiologię. Plan ortopedałów jak zwykle był już na sobotę pełen. Dwa zabiegi udało się przesunąć na poniedziałek, bo nie było wskazań medycznych to operacji w weekend. Tłumaczenie, że w poniedziałek nie ma miejsca i trzeba dzisiaj do mnie nie docierało.
Sprawdziłem kto ma dyżur na orto. Nie było źle. Faworyci to moi nie byli, ale też mogłem gorzej trafić. Przynajmniej będzie można negocjować. Przynajmniej dobrze trafiłem z pielęgniarką anestezjologiczną, bo to była najlepsza z możliwych.
Koło 18 skończyłem robotę numer cztery. Duży przekrój mieliśmy. Noga, ręką, kręgosłup, kolano. W planie były jeszcze dwa punkty - znowu noga i później stopa. Na monotonię nie mogłem narzekać. Grzecznościowo zadzwoniłem do szefa dyżuru poinformować jak ma się sytuacja.
Ja: Zostały dwa zabiegi.
Szef dyżuru: No to pracuj dalej. Do drugiej się powinieneś wyrobić.
Ja: Mówiąc 'druga' miałem na myśli 'czternastą'.
Szef dyżuru: No to trochę już jest po czasie.
Dwa kolejne zabiegi poszły w miarę sprawnie, o dziwo! Ortopedały też zauważyli, że tempo pracy jest całkiem przyzwoite. Nie od dzisiaj wiadomo, że ja przy robocie lubię być konkretny, a nie pierdolić się jak matka z łobuzem. Czasem nawet w przypływie miłosierdzia chirurgowi fartuch zawiążę, aby szybciej zacząć.
Koło 23 mogłem pójść się położyć spać. Podobno coś było na SORze i był plan aby coś jeszcze robić i komuś w nocy w kościach grzebać, ale kiedy kładłem się do łóżka na planie nic się nie pojawiło. Może coś robili i kierownik dyżuru wysłał kogoś innego. Na pewno urolodzy sobie nerkę w nocy przeszczepili, ale to od razu było wiadomo kto idzie do tego zabiegu. Mnie do samego rana nikt nie niepokoił telefonami. Kiedy się przebudziłem i spojrzałem na zegarek to przestraszyłem się, że zaspałem. Dopiero jak oczy przetarłem to doszło do mnie, że jest po 7 a nie po 8.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz