Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

niedziela, 19 lipca 2020

Dyżurowa sobota

Sobotni dyżur zaczął się jak zawsze od śniadania. Zabiegowe oddziały już sobie nazbierały w nocy kandydatów na stół, ale trzeba mieć w życiu priorytety. Do 9 anestezjologów nie ma. Później też wolimy, aby nikt nam głowy pierdołami nie zawracał. A przyznam, że wczoraj naprawdę niektórych fantazja poniosła. Hitem była jakaś dermatolożka, która zadzwoniła i poprosiła o konsultację przeciwbólową, aby pacjenta ustawić na ibuprofenie.

Ja: A to pani nie może wpisać ibuprofenu w zlecenia?
Dermatolożka: Ale to pan jest od terapii przeciwbólowej.
Ja (przewracając oczami): Zgadza się, ale od pacjentów po operacji, których mam na liście z wszelkimi pompami z mieszankami przeciwbólowymi, które muszę dziś skontrolować.
Dermatolożka: A nie może pan chociaż przyjść na konsultację??
Ja: Nie mogę. Ja nawet nie wiem gdzie u nas w szpitalu jest dermatologia. Niech pani da temu pacjentowi to co macie na oddziale i napisze skierowanie na konsultację. Może ktoś się w poniedziałek pojawi.
Faktycznie nie wiem gdzie u nas jest derma. Kiedyś koleżanka mówiła, ze biegła tam z zespołem reanimacyjnym do wstrząsu anafilaktycznego, ale po drodze się i tak zgubili.

To było około godziny trzynastej, czyli w piątej godzinie dyżuru. Zostało jeszcze 19, ale skoro już teraz są takie akcje to aż się boję co będzie później.

Do 16 obskoczyłem moich pacjentów bólowych. Wizyta nawet sprawnie mi poszła. Pokłociłem się tylko z jednym pacjentem, co twierdził że nic mu na ból nie pomaga i chce czegoś super mocnego (a już leciał na opiatach). Przy czym jak szedł na papierosa to jakoś nic go nie bolało.

Zrobiłem sobie dłuższą przerwę. Udało mi się nawet zjeść obiad i ciasto kokosowe na podwieczorek. Szef dyżuru, którego bardzo lubię (specjalnie wpisałem się w życzeniach dyżurowych wtedy kiedy on się wpisał), dla odmiany dał mi na pierwszy plan laryngologię. Koledzy chcieli robić jakaś rewizję ucha. Poszło im to o wiele sprawniej niż się spodziewałem i tuż przed 19 poleciałem na ginekologię.

Tam miałem okazję wykazać się lingwistycznie, bo pacjentka z zagranicy była i mowy ojczystej nie znała. Łyżeczkowanie nawet szybko poszło i nim jeszcze skończyłem robotę rozdzwonił się jeden z moich służbowych telefonów.
Ja: W czym mogę pomóc?
Szef dyżuru: Jak wam idzie?
Ja: Wybudzam.
Szef dyżuru: To idź później na ortopedię.
Ja: A co będą robić?
Szef dyżuru: Nie wiem, ich dyżurny mi coś tłumaczył, ale on sam nie wie co będzie robić. - w tym momencie już praktycznie wiedziałem kto ma dyżur u ortopedałów.
Ja: Ok, ale to trochę potrwa zanim ja tam przyjdę - po pierwsze jeszcze mam pacjentkę na stole, którą muszę przekazać na oddział, a po drugie ortopedia jest jakieś pół kilometra oddalona od ginekologii. Muszę włączyć jakaś aplikację do mierzenia odległości jakie pokonuję w czasie dyżuru, bo to pewnie dystans bliski maratonu.

Przyszedłem na salę traumatologiczną. Dobrze, że miałem maseczkę na twarzy, bo jak zobaczyłem, kto jest z ortopeałów to tylko szło się załamać.
Ortopedał: Pan będzie znieczulać?
Ja: Nie kurwa, czarodziejka z księżyca. Oczywiście, że ja. - się głupio pyta jak wiadomo, że wszyscy czekają na mnie. Usiadłem do komputera aby zapoznać się z pacjentem.
Ortopedał: To możemy zaczynać?? Później pan sobie obejrzy dokumentację.
Ja: Nie, bo znając życie na pewno pacjent ma jakaś kinder-niespodziankę. Zrobię mu podpajęcze, a zaraz się okaże, że łyka garściami antykoagulację, bo ma migotanie przedsionków - wyraz twarzy operatora był taki, że on nie wiedział za bardzo o czym ja mówię. Uznałem, że nie ma sensu się nim przejmować.

Jak obejrzałem dokumenty, sprawdziłem wyniki, obejrzałem ekg (ha! znalazłem migotanie i leczenie przeciwkrzepliwe) przystąpiłem do znieczulania. Wsadziłem rurę i ortopedały mogły robić z pacjentem co tam chcieli (choć pewnie sami nie wiedzą dokładnie co).

Te ich "nie wiadomo co" trwało do drugiej w nocy, a nawet chwilę dłużej. A miała być tylko godzina. Na moim poprzednim dyżurze jakiś łokieć robili przez 5 godzin w ułożeniu na brzuchu. Zabieg był zaplanowany na 'tylko' pół godziny. Jakoś im nie przeszkadzało, że pacjent nie był zacewnikowany - może nie wiedzą, że tchawica nie łączy się bezpośrednio z pęcherzem moczowym.

Było koło 2:40 kiedy zawezwano mnie na SOR. Przyleciało helikopterem coś neurologicznego - nikt mi przez telefon nie zdefiniował tego 'coś', ale była obawa, że będą głowę operować i żebym to ogarnął. Kiedy dotarłem na dół, pacjent akurat jechał na tomograf. Nic świeżego w głowie nie znaleźli, neurochirurdzy mogli dalej oddawać się bezrobociu. Ja również odmeldowałem się mojemu szefowi, że idę w odstawię i poszedłem do mojej dyżurki. W czasie drogi to pomyślałem sobie, że niezłe spektrum operacyjne dzisiaj miałem. Mniej więcej takie samo moja znajoma z roku miała jak próbowała wybrać specjalizację jaką chce robić. Doszedłem do wniosku, że dla ubarwienia całego katalogu znieczuleń brakuje mi neuroradiologii - ja się czasami powinienem uderzyć w głowę... albo ja już się kiedyś uderzyłem i teraz mam takie głupie myśli.

Koleżanka internistka co ma dyżurkę obok mojej już sobie smacznie spała, bo na drzwiach wywiesiła zawieszkę: "Lekarz dyżurny śpi. Nie przeszkadzać". Ja na swojej klamce zawiesiłem podobną.
I około 4 przytuliłem głowę do poduszki. Nie na długo.

Przed 6 zadzwonił telefon. Zaspany złapałem za słuchawkę i wcisnąłem jakiś guzik, aby nawiązać połączenie i przystawiłem do ucha. A telefon nadal dzwonił. Otworzyłem bardziej lewe oko i zobaczyłem, że złapałem nie ten telefon.
Ja: Słucham.
Szef dyżuru: Wyspałeś się już?
Ja: Niezbyt.
Szef dyżuru: To się obudź i idź na neuroradiologię.
To chyba jakiś żart. Brakowało mi barw na dyżurze? No to kurwa mam.
A koleżanka internistka nadal sobie spała.

Przed 8 rano zmienił mnie kolega z nowej ekipy dyżurowej.
Ja: Wiktor, tu masz wszystkie papiery. Mi nic więcej nie wiadomo o tym pacjencie niż to co mam. Sam sobie przeczytaj. Na intensywnej terapii jest łóżko dla niego, ale nie wiem na której części więc będziesz musiał obdzwonić wszystkie oddziały. Ja idę do domu.

Jak to dobrze mieć jeszcze poniedziałek wolny.

1 komentarz:

  1. Haha, typowe. Zdarzyło mi się kiedyś w czasie dyżuru w luźnej, przyjacielskiej rozmowie z neurochirurgiem wygłosić uwagę, że jakoś nigdy jeszcze nie widziałam klipsowania tętniaka... (u nas raczej prawie wszystko się embolizuje)
    Czy muszę dodawać, że jakieś pół godziny później mieliśmy na stole pękniętego tętniaka tylnej jamy do klipsowania? D

    OdpowiedzUsuń