Odebrałem dyżurny telefon. Ledwo go do kieszeni wsadziłem, a już rozległ się dzwonek. Kto telefonuje? No jakżeby mogło być inaczej - ortopedia. Dla odmiany oddział II a nie IV, który to ma w zwyczaju nękać mnie swoimi błahymi problemami określanych przez nich często mianem katastrofy.
O 16 położyłem się przespać, bo to nie wiadomo jak noc się ułoży. Mój spokój zakłóciła jeszcze chirurgia - pacjenta boli i nie wiedzą co zrobić. Proponuję zadzwonić do ichniejszego lekarza dyżurnego, a nie mi zawracać dupę problem czy podać ibuprofen czy paracetamol.
Kiedy o 20 odgrzałem sobie posiłek kolacyjny i zająłem się jego konsumpcją, oczywiście musiał mi przeszkodzić szef dyżuru. Może niepotrzebnie wyjąłem telefon i położyłem go na stole. No to zaczyna się dyskoteka.
- Weźmiesz ortopedię i traumę?
Hmm... a mam inne wyjście...
O 20.30 przyszedłem na salę operacyjną. Akurat koleżanka, którą miałem zmienić brała udział w przepychance telefonicznej między intensywną terapią neurologiczną a neurochirurgiczną. Ortopedały ponoć poskładali pacjentce nogę (ja nie widziałem co oni z tą nogą robili i wolałem się nie wypowiadać), która w niewyjaśnionych okolicznościach uległa złamaniu. A ponieważ miała ciekawy wachlarz chorób neurologicznych, to był pomysł, aby ją odesłać gdziekolwiek na oddział, który ma w nazwie coś z 'neuro'. Sens w tym jakiś był, bo jak ktoś ma tutaj dalej pacjentkę leczyć, to lepiej żeby to były osoby co się na tym znają, np. jacyś lekarze.
Pół godziny później, po kilku telefonach znalazło się miejsce na intensywnej neurochirurgicznej. Neurochirurdzy trochę kręcili nosem, bo przecież oni w głowie tej pani nie grzebali (aktualnie piętro wyżej grzebali w czyjejś innej głowie), ale wolne łóżko oddali. Szef dyżuru osobiście ze mną popchał łóżko na oddział, bo zanim personel oddziałowy przyjdzie to minie jeszcze dobre pół godziny. A ja w planie miałem 3 zabiegi.
Ja: Szefie, te trzy operacje pójdą?
Szef dyżuru: Niestety tak.
Ja: A ta rozwalona ręka, to kto będzie operować? Ordynator?
Szef dyżuru: Raczej tak.
Ja: To przecież on się z tym będzie babrać kilka godzin.
Zamiast odpowiedzi zobaczyłem tylko zrezygnowane wzruszenie ramionami.
Tak sobie pomyślałem w ciągu dnia, że na pewno będzie jakaś rozwalona ręka (ostatnio mam szczęście na dyżurach do takich przypadków) i szybko to ja spać tej nocy nie pójdę - że też tak nie pomyślałem o jakiejś niewielkiej wygranej w toto lotka.
Oddałem pacjentkę na IT. Czas się brać do konkretnej roboty.
Pacjent numer 1.
Złamana noga. Zrobiłem mu regionalkę. Do tego musiałem go spacyfikować za pomocą Dormicum. Nie przeprowadziłem wywiadu rodzinnego, ale chyba był jedynakiem. Jego próba koncentracji uwagi na sobie przez wszystkich dookoła doprowadzała nas do kurwicy.
Ja (do pielęgniarek): Dziewczyny puście jakąś muzykę.
Pielęgniarka: A co chcesz?
Ja:Obojętnie, jakikolwiek dj Romek czy Bolek, byleby nie była cisza jak w grobowcu - tutaj ręką wskazałem na pacjenta, dając wyraźnie do zrozumienia, że chcę go najzwyczajniej zagłuszyć.
Pielęgniarka: To widzę, że nam się dzisiaj niezły team trafił do pracy.
Moje życzenie zostało dosłownie spełnione, bo salę operacyjną wypełniły dźwięki nikomu nieznanemu dj Bolka. Bosh... Zaraz ja coś będę potrzebować na uspokojenie.
Pacjent numer 2.
Temu wsadziłem rurę (bo takie zalecenie przyszło z góry). Na szczęście nie przyjechał ordynator do tego przypadku i robił to dyżurny.
Zaczynamy operację.
Dyżurny: Czas zabiegu jakieś 3 godziny.
Ja: Co takiego? Chyba żartujesz! Dochodzi północ, o 2 chcę mieć to skończone.
Dyżurny: Nie mogę nic takiego obiecać.
Ja: To weź się lepiej do roboty.
Aby nikomu nie przeszkadzać, ja zająłem się spożywaniem krakersów i popijałem je sokiem z kaktusa.
Aby nikomu nie przeszkadzać, ja zająłem się spożywaniem krakersów i popijałem je sokiem z kaktusa.
Przed drugą przyszedł do mnie szef dyżuru.
Ja: Szefie? Serio mam puścić ten kolejny zabieg? Przecież nas zaraz ranek zastanie.
Szef dyżuru: Tak. To niby jakiś ropień jest w kolanie czy coś takiego. Sorry Rafał, ale nawet nie mam nikogo, aby ciebie zmienić. Chirurgia też operuje, ginekologia również się wysypała. No i dla urozmaicenia urologia nerki przeszczepia.
Ja: Zastanawiam się tylko, czy aby są wskazania do pilnej operacji.
Ten wymowny wyraz oczu mówił sam za siebie. Chociaż wiem dobrze, że szef dyżuru jest na tyle asertywny, aby nie ulegać operatorom i ich zapewnieniu, że to jest operacja ratująca życie i gdyby mógł to by odmówił.
Pacjent numer 3.
Trochę czekaliśmy, aż pacjent dojedzie na blok operacyjny. Szybkim i zdecydowanym ruchem wsadziłem maskę krtaniową.
Ja: Proszę państwa, do roboty. Skończmy to szybko, bo ja naprawdę chcę już iść spać. Nie po to jest dyżur, aby pracować bez końca. Nawet nie mam siły książki poczytać.
Moje słowa chyba nieco zmobilizowały zespół, bo w operacja szła w miarę żwawo.
Skończyliśmy krótko po 4. O 4: 30 położyłem się spać. Nie pamiętam kiedy miałem taki dyżur żeby pół nocy znieczulać. Zwykle to już o 2 można było smacznie spać.
Ooo lubię to!- pisz częściej :)
OdpowiedzUsuńBorowska widzę jak zawsze w formie.
OdpowiedzUsuńTo nie bora-bora:P
UsuńMoim zdaniem to bardzo dobrze że taki jak ten blog istnieje.Takich blogów powinno być więcej.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńIm więcej czytam o oddaniu lekarzy swojej pracy tym bardziej szlag mnie trafia na nienormalność sytuacji. Rzemieślnicy jak miliony innych. Trochę wśród nich artystów i na tym koniec. Dlatego ,że pracują w ludziach a nie w kamieniu mam klękać przed ich pracą ? Podobnie jest teraz w USA...klękają przed czarnymi bo jakiś idiota zabił czarnego. Chore to. Nienormalne i trąci propagandą i manipulacją.