Znieczulałem gościnnie na neurochirurgii. Gościnnie, bo od paru miesięcy mam przydział na ortopedię i urazówkę. Mogę sobie do woli ćwiczyć znieczulenia regionalne.
Inny powód tej gościnności był taki, że planista dyżurów niechcący mi wpisał urlop na dzisiaj, a ja takowego nie zamierzałem brać. Po tym, kiedy sprawę wyjaśniłem (tutaj łatwiej jest przyjść do pracy niż brać urlop) na orto było za dużo anestezjologów i mnie na neuro przesunięto. Fortunnie się złożyło, że miałem pomoc w postaci nowej koleżanki co miałem ją wprowadzić w tajniki pracy, po jej dwuletniej nieobecności.
Na neurochirurgii pracowałem krótki czas, aby nazbierać odpowiednią ilość narkoz i ubolewałem, że tak szybko mi to poszło. Teraz to tylko na dyżurze, albo jak pracuję popołudniu. Trzeba przyznać, że można tam kulturalnie i fachowo porozumieć się z kolegami po drugiej stronie bariery. Z szefem neurochirurgii to prawie zacząłem mówić per ty, kiedy się okazało, że oboje uważamy, że ananas ma miejsce w sałatce owocowej, a nie na pizzy.
No i też mieli fajne instrumentariuszki. Jedna mi wypomina, że miałem im czekoladę przynieść. Nie pamiętam już za co, ale pewnie coś zrobiłem źle. No, ale jak przyniosę czekoladę to skończą się wypominki i nie będziemy się mogli do siebie "czubić".
Rozgościłem się wygodnie na sali operacyjnej. Trochę żeśmy się pierdolili z wkłuciem centralnym i mieliśmy lekki poślizg czasowy. Znieczulenie szło na początku gorzej, później lepiej. Zwykle to strona sterylna potrafi zrujnować narkozę, że już niewiele brakuje do prawdziwej katastrofy - przynajmniej takie mają odczucie ci co muszę na codziennie pracować z ortopedałami.
Jakaś tam nawet rozmowa o życiu kleiła się z operatorem, który mnie kojarzy z dyżurów. Później zaczęliśmy rozmawiać o trudach pracy i tak zastał nas prawie fajrant. W sumie nie było do końca pewne czy się wyrobimy do fajrantu (on tak, ja z obudzeniem pacjenta niekoniecznie) i rozmowa zeszła się na nadgodziny.
Operator: A jak tam na anestezjologii rozliczacie nadgodziny?
Ja: Co rozliczamy?
Operator: Nadgodziny.
Ja: My nie mamy nadgodzin, więc nie ma co rozliczać.
Rozgościłem się wygodnie na sali operacyjnej. Trochę żeśmy się pierdolili z wkłuciem centralnym i mieliśmy lekki poślizg czasowy. Znieczulenie szło na początku gorzej, później lepiej. Zwykle to strona sterylna potrafi zrujnować narkozę, że już niewiele brakuje do prawdziwej katastrofy - przynajmniej takie mają odczucie ci co muszę na codziennie pracować z ortopedałami.
Jakaś tam nawet rozmowa o życiu kleiła się z operatorem, który mnie kojarzy z dyżurów. Później zaczęliśmy rozmawiać o trudach pracy i tak zastał nas prawie fajrant. W sumie nie było do końca pewne czy się wyrobimy do fajrantu (on tak, ja z obudzeniem pacjenta niekoniecznie) i rozmowa zeszła się na nadgodziny.
Operator: A jak tam na anestezjologii rozliczacie nadgodziny?
Ja: Co rozliczamy?
Operator: Nadgodziny.
Ja: My nie mamy nadgodzin, więc nie ma co rozliczać.
Operator: I nigdy nie zostajesz dłużej w pracy?
Ja: Nie, ja wychodzę punktualnie do domu. Chyba, że zostaje mi tylko pacjenta odwieść na salę budzeń to akceptuję poślizg czasowy do 15 minut. Po tym czasie przyjdzie mnie ktoś zmienić.
Ja: Nie, ja wychodzę punktualnie do domu. Chyba, że zostaje mi tylko pacjenta odwieść na salę budzeń to akceptuję poślizg czasowy do 15 minut. Po tym czasie przyjdzie mnie ktoś zmienić.
W sumie do tej pory tylko dwa razy zdarzyło mi się wyjątkowo dłużej zostać o godzinę dłużej w pracy. No, ale reanimację nie zawsze da się zaplanować. Wizytę u fryzjera już tak :D
Pisz częściej, fajnie się czyta TWoje notki. :)
OdpowiedzUsuńGdybym to ja miał na to czas :P
UsuńNo, "stary",dobry Rafał wrócił. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńCzyli wszystko się ułożyło; miło widzieć.
OdpowiedzUsuńW pracy się dobrze układa, a w życiu jak to w życiu.
Usuń