Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

czwartek, 17 maja 2018

Hogwart

Hogwart - moje aktualne miejsce pracy. Szpital z tysiącem rożnych przejść i skrótów, w których zaczynam się powoli orientować. 

A tak to się zaczęło:

Pewnego lipcowego dnia, szef uraczył mnie wiadomością, że mam przygotować prezentację na konferencję, która będzie za dni sześć. Nie uśmiechało mi się to za bardzo, bo na  weekend zaplanowana była od dawna wycieczka do Wiednia. Nie tracąc czasu usiadłem do komputera i zacząłem ogarniać temat. A tematem był opis dwóch podobnych przypadków (całkiem interesujących), których kulminacyjne przejścia na intensywnej terapii przypadły na okres kiedy ja się wygrzewałem po drugiej stronie Atlantyku.

Ściągnięcie dokumentacji z archiwum okazało się nieco problematyczne, bo historie chorób gdzieś ugrzęzła między sekretariatami. Szczęśliwie się okazało, że szef pomylił terminy i konferencja ma się odbyć, ale za jakieś 4 tygodnie, więc odetchnąłem z ulgą.

Skoro już miałem wolne popołudnie, to postanowiłem przejrzeć internet (oficjalnie zacząłem już robić prezentację, bo przecież nie będę robić tego w czasie wolnym od obowiązków zawodowych). Akurat wybierałem się na kurs do Hogwartu i chciałem znaleźć jakieś dokładniejsze info o programie na stronie szpitala. Przy okazji znalazłem ogłoszenie, że poszukują kogoś z rozpoczętą specką albo już specjalisty z anestezji (informacji na temat kursu nie znalazłem).

Długo się nie zastanawiać nie musiałem, bo planowałem na jakiś etapie kariery wylądować w tym szpitalu, więc po przygotowaniu pięknego curriculum vitae z ładnym zdjęciem oraz listu motywacyjnego z certyfikatami w formie załączników, wysłałem na początku sierpnia moje zgłoszenie. Automatycznie odesłany mail informował, że czas odpowiedzi może być długi, bo zbierają kandydatów i takie tam. Uznałem, że może w okolicach mikołajek ktoś się odezwie. O ile się odezwie.

Prezentację na konferencję przygotowałem - wypadła całkiem nieźle. Odetchnąłem z ulgą, bo spędzała mi ona sen z powiek. Chociaż z drugiej strony co by się stało, gdyby wyszła beznadziejnie? Ordynator by mnie z pracy i tak nie zwolnił, bo strzeliłby sobie w ten sposób w kolano. Spakowałem walizkę, bo na weekend umówiłem się niedoszłą narzeczoną na podbój stolicy i kiedy już wyruszałem na lotnisko to zaczepił mnie szef. Pochwalił mi się, że przyleciała sowia poczta z Hogwratu, znaczy dzwoniła do niego moja potencjalna przyszła szefowa. O czym dokładnie rozmawiali to mi nie powiedział, ale podobno nowa szefowa pytała się jak szybko mógłbym zmienić pracodawcę. Jasno skonkretyzowałem, że 4 lata specki chcę mieć skończone i wtedy mogę się przenosić. Szef odetchnął z lekką ulgą, bo to dla niego znaczyło że nie wcześniej niż za kilka miesięcy.

Pognałem na lotnisko, sprawdzając wcześniej czy aby do mnie żadna poczta z Hogwartu nie dotarła, ale jakoś nic nie przyszło. Po dotarciu na lotnisko tez sprawdziłem skrzynkę odbiorczą, ale nic ważnego się tam nie pojawiło. Z niedoszłą narzeczoną podbiliśmy stolicę i dwa dni później (około 6:30 rano!) dostałem zaproszenie na rozmowę celem poznania się osobiście. Trochę z terminem nie trafili, bo akurat w planach miałem już wtedy urlop, jak się na miejscu okazało pełnym "Januszów i Grażyn". Niezwykle trudno było zgrać kalendarz mojej przyszłej szefowej z moim, bo ostatecznie umówiliśmy się za 1,5 miesiąca (przy czym strona zapraszająca dwukrotnie jeszcze coś majstrowała przy dacie i godzinie).

Zanim te półtora miesiąca minęło to ja odbyłem jeszcze dwie rozmowy w innych szpitalach, gdzie chcieli mnie zatrudnić od razu. Pierwszy szpital ogólnie był fajny, ordynator wydawał się konkretny i miły i uprzejmie umówił się ze mną na spotkanie na godzinę 18, ale ze względu na lokalizację zajął w rekrutacyjnym rankingu drugie miejsce. Kolejny szpital w nieco lepszej lokalizacji, kolega co tam pracuje go to zachwalał, ale styl pracy mi się tam średnio spodobał. Poza tym ja miałem inną godzinę podaną jeśli chodziło o spotkanie niż oczekiwał mnie tamtejszy szef - szczęśliwie to ja byłem o godzinę za wcześnie. Uznałem jednak, że bałagan w biurokracji odzwierciedla styl pracy i ów zakład pracy został na ostatnim miejscu mojego rankingu.

Nadszedł dzień rozmowy w Hogwarcie. Około południa pojechałem na luzie. Krzysiek kazał się nie stresować (on tam pracował przez dwa lata i polecał szpital) i życzył powodzenia. Tuż przed zjazdem z autostrady wpadłem w korek spowodowany jakiś wypadkiem, dlatego wyjechałem już zjazdem na lotnisko a nie kolejnym - kocham podróże autostradą A4. Dotarłem do Hogwartu jakąś godzinę wcześniej. Zanim doszedłem z samochodu do odpowiedniego budynku złapał mnie deszcz. Jak na złość w toaletach mieli papier do wycierania rąk a nie suszarki elektryczne, więc proces doprowadzania mojego wizerunku to wersji wizytowej potrwał dłuższą chwilę - niedoszła narzeczona stwierdziła, że się odstrzeliłem jak przedstawiciel firmy farmaceutycznej i będę próbować sprzedawać fentanyl w nowych, droższych opakowaniach.

Na rozmowę przyszedł zastępca szefowej (i po co ja się tak szykowałem?), bo ona sama niestety nie mogła uczestniczyć w spotkaniu. Sama pogawędka trwała około 20 minut. Opowiedziałem co potrafię, co bym jeszcze chciał się nauczyć i czego brakuje mi do egzaminu specjalizacyjnego. Bez problemu znaleźliśmy kompromis.
Zastępca szefowej: Ma pan inne propozycje pracy?
Ja: Tak, dwie rozmowy mam za sobą.
Zastępca szefowej: To proszę jutro rano zadzwonić i dać znać na co się pan zdecydował.
I co? Już? W sumie się zdziwiłem, że nie było zbytniego zachwalania i zachęcania jakie to otwierają się przede mną możliwości. Nie było też wycieczki krajoznawczej z podziwianiem zaplecza sprzętowego ani wspólnego obiadu (no dobra, było już trochę za późno na obiad).

Na drugi dzień zadzwoniłem, chociaż odpowiedź mogłem dać już pół godziny później. Dogadaliśmy szczegóły kiedy mam zaczynać. Jakiś czas później pojawiłem się w kadrach podpisać umowę i tonę innych papierów wśród których znalazł się osławiony dokument o nazwie 'opt-out' - kadrowa zapytała czy ma mi wytłumaczyć na czym to polega. Dostałem identyfikator, klucz do kilku ważniejszych pomieszczeń i materiały informacyjne o szpitalu łącznie z mapą.

I w ten sposób moją aktualną szefową jest pani Tereska.

7 komentarzy:

  1. Nowy wpis - hurra!
    Czekam na historie związane z nowym miejscem pracy ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z wpisu wynika, że czas szybko zleciał (od decyzji o zmianie miejsca pracy do przeprowadzki). Jak w życiu. Powodzenia na nowej ziemi :-) Czego się życzy lekarzowi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowia, szczęścia, miłości i jeszcze raz pieniędzy.

      Usuń
  3. wbrew pozorom ten wpis czegoś uczy i jest potrzebny, otóż kultura nie idzie w parze z wykształceniem jakby się niektórym wydawało xd komentarz oczywiście niedlugo zostanie usunięty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak wszystkie nie chwalące narcystycznego "blogera"

      Usuń
  4. jak sie kogos notorycznie nazywa pedałem to pasowałoby mieć na tyle odwagi, żeby sie chociaż podpisać.

    OdpowiedzUsuń