Niedoszła narzeczona zaczęła mi słać mnóstwo wiadomości (ona strasznie nadużywa klawisza 'wyślij'), że nie wie jak ma się spakować gdyż wszystkiego jest za dużo, nie ma kartonów, nie ma worków (po co jej worki?), nie ma transportu i generalnie jest w totalnej rozsypce. Wcześniej jeszcze referowała mi czy lepiej będzie jej dojeżdżać do pracy z Mokotowa czy Saskiej Kępy.
Ja ze swoim pakowaniem też miałem cyrki różne i jakby ktoś nieuważnie przebijał się przez moje mieszkanie to mógłby zginąć w kartonach jak Hanka Mostowiak z M jak miłość - ja byłem na tyle zapobiegliwy, że kartony zorganizowałem sobie w szpitalu. Co prawda niedoszła narzeczona twierdziła, że moje pakowanie przebiega o wiele porządniej i nie mam takiego bałaganu jak ona. Powiedzmy, że byłem w stanie uwierzyć jej na słowo, bo nie odważyła się wysłać dokumentacji fotograficznej.
Do transportu wynajęta została firma przeprowadzkowa K-A-M-A założona przeze mnie i paru znajomych medyków. Co prawda jeden z kolegów się nie stawił, bo musiał zostać na porodówce, ale pozostali członkowie spisali się na medal. Mieliśmy już doświadczenie sprzed paru miesięcy kiedy przeprowadzaliśmy o dwie ulice jednego z ginekologów i całkiem sprawnie się uwinęliśmy.
Sama przeprowadzka przebiegła w miarę bezproblemowo - pomijając fakt, że dostałem mandat za parkowanie. Koordynacja działań w terenie o promieniu 350 km udała się bezboleśnie i w 48 godzin mogłem rozpocząć życie w nowym lokum.
Użyczyłem owej firmy swojej niedoszłej narzeczonej, bo gdyby ona sama miała opanować swój przeprowadzkowy burdel to by się nie wyrobiła przez miesiąc - zwłaszcza jak się jeździ 90km/h po moście Rędzińskim.
Najgorsze miało dopiero nastąpić.
A niedoszła narzeczona dzwoni do mnie i informuje, że mi kafeterię kupiła, bo rzekomo nie smakowała mi u niej kawa. To ja walczyłem przez dwa miesiące z projektem kuchni, a ona skupiła się na pierdołach. Czasami chciałbym mieć takie banalne problemy.
Sama przeprowadzka przebiegła w miarę bezproblemowo - pomijając fakt, że dostałem mandat za parkowanie. Koordynacja działań w terenie o promieniu 350 km udała się bezboleśnie i w 48 godzin mogłem rozpocząć życie w nowym lokum.
Użyczyłem owej firmy swojej niedoszłej narzeczonej, bo gdyby ona sama miała opanować swój przeprowadzkowy burdel to by się nie wyrobiła przez miesiąc - zwłaszcza jak się jeździ 90km/h po moście Rędzińskim.
Najgorsze miało dopiero nastąpić.
Dekoracja
wnętrz okazuje się większym wyzwaniem niż może się wydawać. Od pewnego
czasu jestem częstym (a nawet zbyt częstym) gościem sklepów meblowych i ze sprzętem AGD. A im
dalej w las tym ciemniej. Porównywanie sprzętów, który to ma lepsze
parametry, a który ładniej wygląda zaczęło mnie męczyć. Postanowiłem
zbytnio nie bawić się w analizy.
Ja: Dzień dobry. Czy są zmywarki?
Sprzedawca: Tak są.
Ja: To poproszę zmywarkę.
Zacząłem
sklepy ze sprzętem elektronicznym traktować jak piekarnię i kupować
wszystko jak bułki na śniadanie. Ja w tej kuchni nie będę wyczyniać
cudów jak Robert Makłowicz, więc ważne aby piekarnik piekł, zmywarka
zmywała, a lodówka chłodziła. No dobra, jest parę rzeczy które owe
sprzęty spełniać powinny, ale to już jest raczej taki standard, a nie
fantazja.
Najmniej
problemów było z sypialnią. Łóżko musi być względnie duże i wygodne.
Mile widziana szafa z lustrem. jakiś kredens, ładna lampa i w sumie to
wystrasza. Jak się okazało to urządzenie sypialni poszło najłatwiej.
Najgorzej jest z kuchnią. Współpraca ze skandynawskim sklepem meblowym zostawia wiele do życzenia. A na ich infolinii odsłuchałem chyba cała dyskografię jaką dysponują dla oczekujących na połączenie.
Najgorzej jest z kuchnią. Współpraca ze skandynawskim sklepem meblowym zostawia wiele do życzenia. A na ich infolinii odsłuchałem chyba cała dyskografię jaką dysponują dla oczekujących na połączenie.
Salon został umeblowany w tempie ekspresowym. Tak niechcący byłem w sklepie meblowym, w sumie
za czymś innym i przy okazji kupiłem meble do pokoju. Ot przechodziłem, popatrzyłem, spodobały mi się. Ładne, wygodne,
pasują do koloru ścian, więc nie było nad czym się zbytnio zastanawiać. I tak nie mam czasu biegać za sofami i fotelami - tym bardziej, że to nie ja na nich będę spać.
A niedoszła narzeczona dzwoni do mnie i informuje, że mi kafeterię kupiła, bo rzekomo nie smakowała mi u niej kawa. To ja walczyłem przez dwa miesiące z projektem kuchni, a ona skupiła się na pierdołach. Czasami chciałbym mieć takie banalne problemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz