Dziś był tak obłożony zabiegami dzień, że w udziale przypadało dwóch anestezjologów na jedną salę operacyjną. Mi nie przypadała połówka żadnej sali, tylko urzędowałem na intensywnej terapii, gdzie było cicho i spokojnie.
Dwie godziny próbowałem stworzyć epikryzę pacjenta, który leżał dwa tygodnie temu. Jak jeszcze rozszyfrowywanie tego co szef pisze idzie mi całkiem nieźle (nauczyłem się jak odróżnić jego literkę J od literki G), tak znaczki i skróty Julity często pozostają dla mnie nadal niezrozumiałe.
Pacjenta średnio pamiętam, bo miałem okazję go tylko zainitubować, a później był weekend majowy i wolałem jeździć U-Bahnem niż myśleć o pracy.
Później jakoś udało mi się mniej więcej dość do logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego w tym papierologicznym burdelu. Mimo to uznałem, że nie ma co się zagłębiać w szczegóły (szef sam twierdzi, że wypis to nie powieść i nie należy się rozwlekać tak jak to robią interniści), bo ten wypis i tak raczej nie będzie do szczęścia nikomu potrzebny. Zakończyłem epikryzę zdaniem: Pomimo eskalacji terapii pacjent zmarł.
maila sprawdz
OdpowiedzUsuńWolisz pracę na sali czy na oddziale?
OdpowiedzUsuńOstatnio wolę salę operacyjną.
Usuń