Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

wtorek, 12 maja 2015

Plastusiowy pamiętnik

Dr Julita chciała się dzisiaj nie przemęczać. Zarezerwowała sobie już wczoraj chirurgię, bo w planie była resekcja żołądka. Miała nadzieję, że dobre 3-4 godziny posiedzi sobie i poogląda telewizor. Nadzieja jak to mówią matką głupich i po godzinie operacja się skończyła. Jak zobaczyli co pacjent w brzuchu ma, to jedynie można było to tylko zostawić tak jak było i nic nie ruszać. W ten sposób na sali chirurgicznej zrobił się trochę ruch. Ja natomiast znieczulałem na chirurgii plastycznej.

Na moim planie operacyjnym widniała piękna rekonstrukcja piersi z pobraniem płata z brzucha. 4 godziny jak malowanie. Nie jest żadną tajemnicą, że najbardziej spokojne operacje u nas to robią plastusie. Pacjenci są w dobrej kondycji, przygotowani do zabiegu, na ogół nie krwawią. Mogliśmy spokojnie poplotkować na temat kto co robił na majówce, albo jakie zmiany personalne są szykowane. Właściwie to zdziwiłem się, że Julita mnie nie wpakowana na chirurgię.

Moje zdziwienie szybko zmieniło się w zaskoczenie. Mniej więcej tak w połowie zabiegu dr Julita do mnie zadzwoniła.
Julita: Zrzuciłam ostatni zabieg na twoją salę.
Ja: Yyy słucham, że co??
Julita: To prosta przepuklina. Pacjentka trochę chora, ale dasz sobie radę. Nie za dużo propofolu i ostrożnie z fenatylem.
Ja: Ale mi jeszcze ze dwie godziny zejdzie i tak szczerze mówiąc, to może mi czasu zabraknąć.
Julita: To chwilę dłużej zostaniesz.
Ja: Słuchaj, Kowalski dzisiaj ma mało roboty na ortopedii, niech on ten zabieg weźmie.
Julita: To zróbmy tak. Kto z was pierwszy skończy ten bierze przepuklinę.

Takie rozwiązanie bardzo mi pasowało, bo wiedziałem, że ja szybko nie skończę, a u Kowalskiego byli już w połowie ostatniej artroskopii. Oczywiście Kowalski do mnie przyłaził i zaglądał ile mi jeszcze zajmie, a czy szybko wybudzę, a to czy tam to. Proszę, kolejny któremu się aż ręce palą do roboty. Oby tylko w pracoholizm nie wpadł. Żeby się tylko nie zdziwił jak ja będę intubować do przepukliny. Ordynatora nie ma, to każdy patrzy jak się szybciej urwać do domu.

Nie wiem jak to Kowalski załatwił, ale jak ja skończyłem, to na sali obok Julita była w połowie tej swojej przepukliny. Chciałem być dobrym kolegą i zaoferowałem się, że dokończę to co zaczęła. Moje dobre chęci nie spotkały się jednak z jej aprobatą. Za to miała dla mnie niespodziankę, bo wpadła nam jeszcze amputacja.  
Ta amputacja, która wczoraj nie poszła?? To przecież nawet 5 minut nie będzie trwało. Nie ma sprawy, zajmę się tym.

Ja punktualnie wyszedłem z pracy i udałem się po sprawunki. Można?? Można :D

2 komentarze:

  1. A że tak zapytam, jak oceniasz swoje robienie specki w małym szpitalu? Bo z tego co piszesz masz chyba mnóstwo okazji, a nawet obowiązku "ćwiczyć" praktyczne umiejętności, a jak z teorią? Ogarniasz sam, obgadujesz z opiekunem specki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na stażu mówili mi, żeby od klinik i innych molochów uciekać. I to była racja. Jakiś czas temu rozmawiałem z koleżanką z roku, co robi anestezję w klinice. Zachwycała się sprzętem. Mnie to akurat nie powaliło, bo też mam dobry sprzęt u siebie. Z tym, że jej praktyka w porównaniu do mojej była mała. Ponad połowa mniej zabiegów. Mniejsza samodzielność i właściwie to wywnioskowałem, że cały czas jest prowadzona za rękę. Nie mówię, że ja robię wszystko sam, ale pewne rzeczy mam już na tyle wyumiane, że nikt mnie nie musi kontrolować.
      Z teorią też nie narzekam. Za każdym razem kiedy mam zacząć się nowych rzeczy uczyć, muszę przygotować się teoretycznie. W przypadku trudniejszych znieczuleń, opiekun często mi tłumaczy co i jak mam zrobić, albo robimy to razem. Zresztą czasami przychodzę do szefa (albo kogoś innego starszego) z papierami pacjenta i pytam co i jak mam zrobić, czy to co chcę zrobić czy będzie dobrze. Nigdy mnie nie olał. Niby sam coś tam sobie czytam (na początku zdecydowanie więcej), ale i tak często mi się nie chcę. Staram się też wyciągać wnioski z własnych obserwacji, a nie ślepo lać w pacjenta propofol albo wtłaczać sevo i nie analizować tego co mi wyjdzie.
      Z każdego kto mnie czegoś uczy trzeba coś podpatrzeć i dla siebie wyciągnąć.
      A inna sprawa to taka, że w małym szpitalu nie jest się anonimowym. Wszyscy się znają, co ułatwia komunikację i atmosfera jest bardziej rodzinna (czasami może aż za bardzo :P)

      Usuń