Dostał mi się dzisiaj na własny użytek stażysta. Po sobotnim dyżurze miałem ambiwalentne podejście do pracy i w sam raz przydał młody chłopaczek, a bardziej jego dwie ręce, którymi mogłem wykonywać czynności służbowe. Młody się cieszył, bo mógł sobie powentylować i pozakładać maski krtaniowe, a ja mogłem wszystkim i wszystkimi swobodnie dyrygować bez brudzenia rąk. Chociaż regionalki akurat sam zakładałem.
Poza tym śródoperacyjna robota była tak pasjonująca, że podczas trzeciej operacji zasnąłem. Czwarta spadła z planu, bo ortopedały za bardzo się pierdolili i czasu nie starczyło. Ja przynajmniej wyszedłem sobie wcześniej do domu. Niby tylko kwadrans wcześniej, ale zawsze to coś.
Stażysta stwierdził, że chce zostać anestezjologiem, bo nie będzie musiał robić nadgodzin jak chirurdzy czy interniści, którzy nie wyrabiają się z robotą i papierologią.
Ma rację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz