Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

sobota, 12 stycznia 2019

Nie chwal dnia...

Nie chwal dnia przed zachodem... a nocy przed wschodem...

Już od kilku miesięcy mam taką passę, że po przejęciu dyżurnego telefonu do godziny 20 raczej sobie nie poleżę. Wczoraj nie mogło być inaczej, bo do 17 siedziałem jeszcze na sali operacyjnej. Później faktycznie zrobiłem sobie godzinną drzemkę, kiedy inni w najlepsze pracowali.

Po kolacji poszedłem znieczulać to co ortopedały mieli na ostro. Czyli tak od 20:30 nie opuszczałem za bardzo sali numer 3. Około 2 w nocy odesłałem ostatnią pacjentkę na oddział, odmeldowałem się kierownikowi dyżuru i mogłem pójść spać - czyli robić to co wszyscy lekarze zwykli robić na dyżurach i to rzekomo za jedną miesięczną pensję pielęgniarki. Nadmienię, że neurochirurgia, ginekologia i chirurgia ogólna spać moim kolegom tak wcześnie nie pozwoliły.

Pojechałem windą do piwnicy, gdzie są nasze dyżurki nocne i nieśmiało, ale to bardzo nieśmiało pomyślałem, że dawno już tak nie było, abym o tak wczesnej porze mógł się oddać w objęcia Morfeusza. Ostatni mój dyżur sprzed trzech tygodni był tak obfity w pracę, że o 8 rano dnia następnego, kiedy przyszła nowa ekipa, każdy z dyżurujących pełnił swoje zawodowe obowiązki.

Z tej radości aż zasnąć nie mogłem. Może to i dobrze, bo równo o 3 zadzwonił dyżurny ortopedał. Patrzę kto dzwoni i się zastanawiam co tym razem mają na ostro? Złamanie kciuka czy małego palca u nogi?
- Na internistycznym SORze (gdzie to kurwa jest?) leży pacjent i pański szef kazał pana do niego zawołać, aby się nim zająć.

Jeszcze zanim usłyszałem z czym pacjent jest (a był z zespołem porażenia poprzecznego) to jak pomyślałem, że jak z SORu internistycznego na blok operacyjny jest z pół kilometra to zanim pacjent tam dojedzie to minie pół nocy. Wiele się nie pomyliłem, bo moja wizyta zajęła 10 minut, a godzinę czekałem aż pacjent dojedzie na salę operacyjną. Przynajmniej miałem czas, aby zorganizować sobie pielęgniarkę do pracy. Przy okazji z Zuzą zjedliśmy paczkę orzeszków i popiliśmy niezdrową colą.

O 7 rano pojechałem na chirurgiczną intensywną terapię przekazać rozintubowanego i naprawionego pacjenta. Zuza zaproponowała, że zanim wrócę to zrobi nam poranną kawę.
- Kawę? Po co? Ja chcę iść spać. 
Nawet nie miałem ochoty na śniadanie.

Jeśli ktoś myśli, że po dyżurze ma się siłę na cokolwiek i w dodatku korzysta z zalet dnia wolnego to jest w błędzie.

2 komentarze: