Ordynatorowi się coś myliło, że ja od przyszłego tygodnia jestem na urlopie. Wyprowadziłem go z tego błędu, że nie od przyszłego tygodnia, ale od przyszłego miesiąca. Jak już tak zeszliśmy na ten temat to zapytałem o jeden wolny poniedziałek, który by mi życie ułatwił gdybym nie musiał wtedy pracować.
- No nie bardzo, bo to mnie wtedy nie będzie, dra Tomka nie będzie i ogólnie jak mnie było jeszcze miało nie być to już całkiem źle będzie.
Takiej odpowiedzi się nieco spodziewałem, bo już dawno słyszałem, że to będzie ciężki okres.
Trudno, jakoś to przeboleję. W sumie szybko zapomniałem o tej sprawie, kiedy padło hasło: ileus, a do fajrantu została jeszcze godzina.
Poszedłem na chirurgię zobaczyć co z tym pacjentem z niedrożnością. Przy okazji zawiadomiłem szefa, że będzie operacja na ostro (ale teraz? dzisiaj?). Kazał mi to ogarnąć i zabrać jeszcze do towarzystwa pana Czesława, by mu pokazać co i jak. Nie ucieszyło mnie to zbytnio, ale dałem panu Czesławowi pole do popisu. Dzisiaj była akcja pt. "Rafał zrób coś z nim, bo on psuje Twoje pacjenta" - krwawienie i spadające ciśnienie go nie martwiło.
Pan Czesław zwinnie pacjenta zaintubował pod moim nadzorem, zębów mu nie wybił, pierwsza asysta pacjenta umyła i obłożyła i rozpoczęliśmy czekanie na operatora. A układ wskazówek na zegarze zbliżał się nieuchronnie do momentu, kiedy to wybija fajrant. Zadzwonił do mnie szef z zapytaniem jak daleko zaawansowana jest operacja. Prawie się roześmiałem do słuchawki.
- Jest taka sprawa, że na intensywnej terapii jestem potrzebny i nie mogę jeszcze przyjść pana zastąpić. Pan Czesław może już iść do domu, a pan jakby mógł to poczeka jeszcze chwilę.
- Mhm... No dobrze, zostanę chwilę dłużej.
Tutaj nastał taki krótki moment ciszy (niekoniecznie niezręcznej), w czasie której oczekiwałem łaski z niebios, że szef powie, że jak mnie w tej jeden, wskazany przeze mnie, poniedziałek nie będzie to aż tak źle nie będzie (zawsze może być gorzej). Nie powiedział.
W takim razie będę musiał jakoś innych przekupić, żeby w owy poniedziałek nie przeszkadzało nikomu to, że będę niewidzialny i nikt mnie w pracy nie zobaczy. Szef i tak się nie dowie, bo będzie na urlopie, a zanim wróci to wszyscy już o tym zapomną.
Hej, chcę startować na anestezjologię w jesiennym rozdaniu, czy mógłbyś napisać mi na maila jak wyglądało załatwianie i negocjowanie twojego miejsca szkoleniowego? Gdzieś mi się zakodowało że robisz speckę trybem pozarezydenckim, mógłbyś napisać jaka wynegocjowałeś stawkę i w jakim szpitalu (mały,duży, jakie miasto)? Przepraszam że pytam o tak 'intymne' szczegóły, ale ułatwi mi to rozegranie mojej osobistej sytuacji:) I nikomu nie upublicznię tych informacji, słowo stażysty ;) czekam na maila: martulka00@interia.pl
OdpowiedzUsuńW dużym mieście nie ma co liczyć na etat, bo tam tania siła robocza sama lgnie do roboty za marne stawki. W małych możesz negocjować wszystko co Ci się podoba, jak szpitalowi nie odpowiada to szukasz innego. I wszystko należy mieć na papierze, żeby później nie było akcji odsyłania na samodzielne dyżury na SOR - mnie szef próbował w takie coś władować, ale aktualnie się opieram już ponad dwa lata więc można swoje ugrać.
UsuńW małym mieście więcej się nauczysz, bo tam potrzeba ludzi do pracy a nie noszenia teczki za ordynatorem jak na klinikach.
Przeciez wystarczy wojewodztwo podac i stawki.Dlaczego chcialabys go identyfikowac?
OdpowiedzUsuńNie mam zamiaru w żadnym stopniu go identyfikować. Po co?
Usuń