Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

czwartek, 5 lutego 2015

Szpitalnych perypetii ciąg dalszy, ale spokojniejszy

Dziś było nieco lepiej w domu wariatów. Dzień się zaczął całkiem przyjemnie. Spokojny raport, spokojny obchód. Początkowo oddelegowano mnie na salę ortopedyczną. Średnio byłem zadowolony, bo tamtejszy respirator coś źle działa. Od dwóch tygodni zgłaszam to ordynatorowi, ale on twierdzi, że to moja wina bo pacjent za słabo zwiotczony. Chociaż w ostatni piątek doszedł do wniosku, gdy sam na tym sprzęcie pracował, że faktycznie coś jest nie tak, ale nic z tym nie zrobił.

Pierwsze dwa zabiegi jakoś minęły. Respirator swoje pokazywał, ja swoje wiedziałem, a pacjenci mówili, że dobrze im się spało. To chyba dobrze byli znieczuleni? Trochę plan ortopedyczny był dzisiaj ubogi i zastanawiałem się co tu zrobić, by tak trochę się wszystko rozciągnęło w czasie. Czas pokazał, że niepotrzebnie zawracałem sobie tym głowę, bo mój zwierzchnik o tym pomyślał.

Poza tym to trafiła mi się fajna operacja. Operacja sama w sobie akurat mnie niczym nie zachwyciła. Powód tej fajności był inny. Pacjent stabilny, parametry ciągle na tym samym poziomie. Mogłem spokojnie oddać się samokształceniu. Znaczy fajna była to do momentu kiedy na niej byłem, czyli mniej więcej do połowy. Później musiałem oddelegować się na chirurgię.

Ordynator zafundował mi ćwiczenie trudnych intubacji. To dobrze, trzeba się uczyć. Na moją edukację to on nacisk akurat kładzie. Tylko nie wiem dlaczego mówiąc o intubacji zdecydował się na maskę krtaniową. Co w mojej ocenie było błędem, bo niestety maska się nie trzymała tak jak powinna i co chwilę były jakieś dziwne komunikaty na ekranie odnośnie wentylacji (względnie o jej braku). Ja poprawiałem, on poprawiał i polepszenia żadnego nie dało się zaobserwować. Aczkolwiek saturacja cały czas była 100%. Ja tam był wolał tego pacjenta dla świętego spokoju zaintubować.

Tak w ogóle to ordynator był dzisiaj miły. Bez poganiania, tylko grzecznie, że może bym już zaczął znieczulać i takie tam. Szybko się okazało, że ma w tym interes by miłym być. Potrzebował kogoś, aby przejął jego operacje, bo on ma spotkanie w dyrekcji. A jego operacje akurat się przeciągały. Jak to ktoś określił ze starszych kolegów: tak to jest jak gówniani chirurdzy zabierają się za przepukliny.
Ja osobiście w tym problemu nie widziałem. Lepiej robić dłużej, a dobrze, niż szybko i spieprzyć robotę. Czas mam, literaturę również, postaram się utrzymać pacjenta przy życiu i go na koniec jeszcze obudzić. I już nie musiałem się zastanawiać, co by zrobić, aby rozciągnąć mój czas pracy na bloku, bo mogę powiedzieć, że go nawet przedawkowałem.

4 komentarze:

  1. moze zdecydowal sie na maske bo to byla trudna intubacja ?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pacjenta zobaczyłem i poszperałem w historii choroby, to się okazało, że już go zaintubowałem kiedyś, bez dodatkowych zabawek. Te maski są takie, że czasami nie trzymają się dobrze jak ktoś jest powiedzmy nieforemny :P

      Usuń
  2. a ja mam takie głupie pytanie, czy lekarz może np wystawiać recepty komuś z rodziny? :D
    Pozdrawiam, G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez refundacji może wystawiać każdemu komu chce, nawet komuś obcemu. Po podpisaniu umowy z NFZ może wystawiać recepty 'pro familia' z refundacją - jest tam dokładnie określone którym osobom z rodziny może takie recepty wypisać.

      Usuń