Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

wtorek, 25 lipca 2017

Interniści

Koledzy z oddziału chorób wewnętrznych to tacy ludzie, według których można ustawiać zegarki. Wcale nie chodzi o to, że przychodzą punktualnie do pracy. Wręcz przeciwnie. W momencie kiedy zbliża się fajrant, najczęściej dzwoni telefon z interny:
- Mamy takiego a takiego pacjenta, któremu przez cały dzień było źle, nic specjalnie z nim nie robiliśmy i nie polepszyło się ani na moment (przyp. red. też się nie pogorszyło, ale to nieistotne) i chcielibyśmy go na intensywną terapię przenieść, aby zapewnić mu najlepszą opiekę jaką tylko można.

Innymi słowy - chcą się pozbyć uciążliwego pacjenta i pod byle pretekstem chcą go nam przehandlować. Nawet dopłacą do tego interesu, bo w pakiecie jest cały zestaw badań z których nic nie wynika. Jak to interniści - im więcej badań tym lepiej. Zależy dla kogo.

Tak też było dzisiaj. Wcisnęli nam pacjenta z zapaleniem płuc. Idealnie kwadrans przed moim opuszczeniem stanowiska pracy zawiadomili o swoim pomyśle. Szef się zgodził przyjąć, bo na połowie łóżek wiatr hula i trzeba je kimś zapełnić. Przy okazji ja mogłem sobie popracować jakieś 20 minut dłużej. Oczywiście nikogo to nie interesowało, że spieszyłem się na aerobik, do mechanika i na zakupy.

A przecież można było to załatwić wcześniej. Ja dzisiaj pół dnia spędziłem na oddziale i napisałem wypisy wszystkim pacjentom jakich mamy i mieliśmy. W przerwach między pisaniem robiłem pieszo kilometry, bo mnie wzywano tam gdzie na ogół mnie nie było, czyli drugi koniec szpitala. Udzielałem nawet rodzinom informacji o pacjentach - takie prośby pojawiały się też na oddziałach na których zwykłem przeprowadzać wizytę przedoperacyjną. Ponadto nawet raz przespacerowałem się przez internę i nikt nie wspomniał, że leży tam ktoś kto może wymagać pomocy.

Z drugiej strony szef chyba docenia moją pracę, bo mimo okresu urlopowego zgodził się na mój dwudniowy wyjazd na kongres. Chciał mi też w sierpniu wcisnąć dyżur. W sobotę. Żartowniś. Ale spotkał się z moim stanowczym 'nie'. W przeciwnym razie musiałby się spotkać z moją niedoszłą narzeczoną, bo ona by mi nie wybaczyła (a właściwie to by mi nogi z dupy powyrywała), że nie przyjechałbym do niej. A obiecała mi, że przygotuje mi zapiekankę, więc trudno byłoby mi odmówić.

5 komentarzy: