Przed przystąpieniem do czytania skonsultuj się ze swoim psychiatrą lub bioenergoterapeutą.

poniedziałek, 10 października 2016

Sens istnienia

Wychodziłem sobie z pracy w skowronkowym nastroju. Dzień był miły, operacje odbywały się bez komplikacji, pacjenci bez problemów się znieczulali. Wszystko grało i buczało jak w szwajcarskim zegarku. Ordynator się szybko zmył i kazał mi pana Czesława przypilnować, aby głupstw nie robił (ostatnio zapomniało mu się sevofluran zakręcić i nie wiedział dlaczego pacjentka się nie budzi). Gdy tak szedłem i kompletnie nie przejmowałem się sensem istnienia to na klatce schodowej spotkałem Vacka, który targał historie choroby.

Vacek: Tak wcześnie do domu idziesz?
Ja: Wcześnie? Raczej punktualnie. Punktualnie ginekolodzy zaczęli operować, to ja punktualnie skończyłem moje występy.
Vacek: Ja to nigdy tak nie wychodzę.
Ja: To może zacznij szybciej pracować. Jak się gada o pierdołach w czasie operacji to tak później jest, że się siedzi po godzinach.
Vacek: Wszyscy tak siedzą.
Ja: Ta? Chyba tylko ty. Monika nie raz już czekała ubrana przy wejściu zanim ja jeszcze zszedłem z góry.
Vacek: To chyba po dyżurze.
Ja: Tak sobie tłumacz swoją złą organizację i lenistwo. Widzisz, niektórzy muszą pracować po to abym ja mógł sobie odpoczywać. To udanych nadgodzin życzę.

W sumie można to uznać za sens mojego istnienia: jedni pracują, abym ja odpoczywał :D

2 komentarze:

  1. Za takie sensy istnienia to w rewoltach ludzi na latarniach wieszali. :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak czasem się zastanawiam. Zdarza mi się wyjść po godzinach, posiedzieć do czwartej nawet, ale jak słyszę, że koleżanki (też pirszoroczne) przesiadują do ósmej, to się zastanawiam, co one do cholery tam robią?

    OdpowiedzUsuń