Szaleństwo dyżurowe trwa. Oficjalnie nasz pseudooddział intensywnej terapii miał być już zamknięty, ale jakoś nam wypychanie pacjentów na inne oddziały średnio idzie. Za to przyjmowanie nowych idzie całkiem sprawnie.
Z serii dyżurowych historii to znowu
miałem dyżur na pseudointesywnej terapii (podobno od przyszłego tygodnia
ma ten twór być zlikwidowany, bo korona odpuszcza). I znowu jeden z
telefonów, które nosiłem w kieszeniach był telefon od zespołu
reanimacyjnego.